Rześki poranek. Śpiew ptaków za oknem. Szkoda dnia. W aromacie palonej trawy siadam na balkonie i czytam przewodnik o Rwandzie. Musze coś ciekawego na dziś zaplanować. Nyungwe National Park sobie odpuścimy. Są jednak trzy inne atrakcje. W Huyach jest ciekawe muzeum – skansen, W Nyanzie jest odtworzony pałac królewski, a w Gikongore kolejne miejsce pamięci o ludobójstwie. To miejsce jest o tyle inne od tych, które widzieliśmy do tej pory, że zachowane zostały w nim ciała zabitych w całości. Podejrzewam, że to będzie trudny widok. Ale chcę tam pojechać. Plan jest. Tylko pieniędzy brak.
Musimy wymienić dolary na franki. W tym celu musimy się dowiedzieć jak to zrobić w Butare. To nie takie proste. Tu chyba nie ma kantoru. Albo nikt o nim nie słyszał. Na stacji benzynowej wspominają o jakimś Hindusie, który wymienia pieniądze. W aptece na pytanie o wymianę pieniędzy zaoferowali nam zakup jakiegoś leku. W banku stoi w kolejce do okienka kilkadziesiąt osób. Szukamy dalej jakiegoś cinkciarza. Pytamy na prawo i lewo. I w końcu ktoś wie co zrobić. Podobno jest w mieście jakiś biznesmen. Ala dziś ma zamknięty zakład. Wysyła nas z jakimś łebkiem do domu biznesmena. Tak nam się przynajmniej wydaje. Nagle łepek skręca w bramę. Idziemy? Idziemy. Najwyżej nam wleją. Na podwórku docieramy do jakiegoś podejrzanego zakładu. Dookoła akumulatory, butelki z olejem, części samochodowe. Diabli wiedzą co to jest. Samochodem wjechać tu się nie da, a przypomina to serwis samochodowy. Jest też biznesmen. Sprzedajemy 300 dolców i wracamy.
Najpierw pojedziemy do Nyanzy. Zobaczymy dwa „zamki”, pałace królewskie. Jeden dawny i słomiany z czasów przedkolonizacyjnych i nowszy murowany. Ten, kto myśli, że rwandyjski pałac królewski może być podobny do tych z naszych wyobrażeń jest w błędzie. Pałac jest słomiany i przypomina tradycyjną afrykańską lepiankę. Tylko jest większy. A oprócz głównego „budynku” są dwa mniejsze. Jeden przeznaczony dla królewskiego testera piwa. To niezła robota. Cały dzień mieć obowiązek picia piwa i bycia pijanym. Druga chatka przeznaczona dla królewskiej mleczarki. To były najlepsze fuchy w państwie. Osoby, które dostąpiły zaszczytu bycia odpowiedzialnymi za piwo i mleko musiały spełniać specjalne warunki. Mleczarka nie mogła być zamężna, bo jeżeli jej mąż byłby niezadowolony z króla albo gdyby ktoś go przekupił to mógłby podrzucić królowi w mleku truciznę. Drugą, najważniejszą osobą po królu była jego matka. Podczas oficjalnych spotkań występowała zawsze obok niego. Nawet miejsca siedzące przed „pałacem” były zarezerwowane dla króla i jego matki. Królewska żona była zawsze na dalszym planie, w ukryciu. Do najważniejszych elementów królewskiego dobytku należała zagroda z tradycyjnymi krowami Ankole. Krowy te miały gigantyczne rogi. Obecnie występują już tylko w śladowych ilościach. Zostały po prostu wybite i zjedzone podczas ludobójstwa. Obecnie Rwanda importuje krowy z Europy, głównie z Holandii.
Nowszy pałac królewski jest już murowany, większy i posiada nawet królewski parking samochodowy. Oczywiście jest i tak dużo mniejszy od europejskich pałaców. W okolicy jest jeszcze trzeci pałac, który niestety nie został wybudowany do końca przed śmiercią ostatniego monarchy Rwandy, zwanego w języku kinyarwanda Mwami. Ten pałac był już zainspirowany pałacami europejskimi. Król zobaczył na własne oczy, że istnieje coś takiego jak kilkopiętrowy budynek. Zażyczył więc sobie zbudowania przez belgijskich kolonizatorów dwupiętrowego pałacu na sąsiednim wzgórzu. Niestety nie doczekał do jego ukończenia. Król Mutara zmarł w 1959 roku. A już w 1962 roku Rwanda ogłosiła niepodległość i stała się republiką.
cdn.
_____
Pełna relacja z wyjazdu na mojej stronie: http://www.stronagerbera.pl