W nocy dzieje się coś dziwnego. Budzę się nagle i mam wrażenie, że ktoś otworzył z zewnątrz okno w naszym pokoju. Zrywam się z łóżka i wydaje mi się, że ktoś ucieka. Okno jest otwarte. Nic nie widać. Małpy? Długo nie mogę zasnąć. Nasłuchuję. Nic nie słyszę. Zasypiam nad ranem. Budzę się o szóstej. Jeszcze przed wschodem. Opłacało się. Widok wschodu słońca nad Kilimanjaro jest nieziemski. Wyłaniająca się zza góry pomarańczowa słoneczna kula powoli rozświetla okolicę. Kilimanjaro góruje ponad oświetlonymi z góry chmurami. Mount Meru powoli, zaczynając od samego szczytu przybiera pomarańczową barwę. I tak wstał dzień. A ja nie mogę się nacieszyć tymi widokami. Czas jednak ruszać w dalszą drogę. Przed nami tylko 4 godziny żmudnego podejścia zygzakiem przez las. Tylko cztery godziny, a pokonamy aż 1000 metrów w pionie.
Pogoda sprzyja. Nad nami tylko błękitne niebo i ostre słońce. Poniżej nas chmury, a w oddali ośnieżony szczyt Kilimanjaro. Do kolejnego miejsca noclegowego docieramy nieco po południu. Na szczęście dla zabicia nudy i małej aklimatyzacji wejdziemy dziś jeszcze na Little Meru, szczyt położony 300 metrów powyżej chatki. Idziemy tylko ja i Robert, no i dwóch przewodników. Czas start. Czuję, że mam dużo siły, a wysokość mi nie doskwiera. Idę więc szybko. Dużo szybciej niż podczas podejścia do chatki. A to przede wszystkim dzięki temu, że nie musimy iść z grupą Holendrów, którzy trochę zwalniali tempo marszu. Łatwe zygzakowe podejście zajmuje mi 25 minut, chociaż przewodnik uparcie twierdzi, że to było 45 minut. Czuję się dobrze, choć oddech jest mocno przyśpieszony. Można powiedzieć, że wbiegłem na to Little Meru. Robimy jeszcze kilka obowiązkowych zdjęć w naszych koszulkach i koszulkach naszego partnera medialnego, czyli magazynu Poznaj Świat. Żartujemy sobie z jednym z przewodników, a międzyczasie chmury zakrywają całkowicie widok na Mount Meru. Czas wracać na dół. Znowu prawie biegniemy. Czas: 15 minut. No i zaliczyliśmy wysokość 3840 m n.p.m. Zaraz kolacja i spać.
Leżymy w łóżkach. Jest jeszcze przed 20.00. Po co tak wcześnie? Bo zaraz po północy wyruszamy na Mount Meru. Oby niebo się trochę przetarło, bo wszystko dookoła utonęło w gęstej mgle po wieczornej ulewie. Odkładam długopis i spróbuję zasnąć choć na parę chwil.
cdn.
_____
Pełna relacja z wyjazdu na mojej stronie: http://www.stronagerbera.pl